Wszystko zaczęło się od tego, że pociągi relacji Wrocław - Lubin miały omijać cztery przystanki - w Chróstniku, Raszówce, Gorzelinie i Rzeszotarach. Mieszkańcy tych miejscowości nie zgadzali się z takim rozwiązaniem i różnymi sposobami próbowali wpłynąć na zianę rozkładu jazdy. To jednak żadnego pozytywnego skutku nie przyniosło. W końcu postanowili zacząć działać bardziej radykalnie i 8 czerwca, w trakcie oficjalnego otwarcia lubińskiego dworca wyszli na tory.
Grupa mieszkańców chodziła po torowisku uniemożliwiając przejazd pociągu, który miał być jedną z głównych atrakcji zabawy przy lubińskiej stacji kolejowej. Pociąg miał wjechać do Lubina przy grającej muzyce i fajerwerkach.
Nic z tego nie wyszło. Mieszkańcy wsi nie opuścili torowiska, ale swoim uporem wywalczyli zmianę rozkładu jazdy.
Tego feralnego dnia, późnym wieczorem do protestujących przyjechał Tymoteusz Myrda - członek Zarządu Województwa Dolnośląskiego, towarzyszył mu też Damian Stawikowski - prezes Kolei Dolnośląskich I Witold Lech Idczak - wiceprezes KD. Myrda zapowiedział zmiany, które kilka dni później weszły w życie.
Ale dla części protestujących sprawa się nie skończyła. Za wtargnięcie na torowisko i nie wykonanie polecenia służb stanęli przed sądem.
21 osób w miniony czwartek pojawiło się w Sądzie Rejonowym w Lubinie. Funkcjonariusz lubińskiej policji odczytał treść zarzucanych obwinionym czynów. - 8 czerwca 2019 roku w Raszówce przy ul. 1 Maja w rejonie przejazdu kolejowego obwinieni zwalniali krok i zatrzymywali się bez uzasadnionej przyczyny podczas przechodzenia przez torowisko. W tym samym miejscu i czasie tarasowali torowisko i nie opuścili zbiegowiska publicznego pomimo wezwania właściwego organu - powiedział przed sądem.
Uczestnicy protestu nie czują się winni. Nie przyznali się do zarzucanych im czynów i odmówili składania zeznań.
- Jesteśmy tym wszystkim zbulwersowani. Zaledwie kilka dni temu rząd podjął decyzję o przeciwdziałaniu wykluczeniu kolejowemu. Więc po co my tu jesteśmy - pytał Tadeusz Kosturek sołtys Raszówki. - W trakcie protestu nie wyszliśmy na tory, chodziliśmy po remontowanej części przejazdu. Przede wszystkim, przez czas naszego niby protestu żaden pociąg nie jechał tą trasą.
W sądzie pojawił się również obrońca obwinionych. – To jest błąd komunikacyjny pomiędzy zarządem Kolei Dolnośląskich, a mieszkańcami Raszówki. Jak się okazało kilka godzin później, pan Myrda i prezes Kolei zajęli stanowisko, że pociąg będzie przejeżdzał przez Raszówkę, więc ta sprawa w naszej ocenie powinna zostać umorzona z uwagi na to, że to jest prawo obywateli do wyrażania swoich poglądów - powiedział mecenas Łukasz Mika.
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?