Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Ścinawie handlowali ludźmi i zmuszali ich do ciężkiej pracy

Agata Grzelińska
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne Tomasz Hołod
Mieszkający od lat w Ścinawie Rumun Nicolae L. werbował w swojej rodzinnej miejscowości znajomych do pracy w Polsce. Nie obiecywał im złotych gór, bo tylko od 800 do 1500 euro rocznie. Mimo to bezrobotnym z dwóch malutkich wsi w Rumunii propozycja wydawała się atrakcyjna. Jeszcze przed wyjazdem do Ścinawy Nicolae L. zabierał im dokumenty.

Na miejscu czekał na nich prawdziwy koszmar. Praca po kilkanaście godzin dziennie pod nadzorem, nędzne zarobki, minimalne ilości jedzenia i picia, a do tego zakaz korzystania z telefonu i swobodnego poruszania się, wyzywanie, poniżanie i zastraszanie.

Niektórzy przeżyli w tym piekle aż pięć lat. Nie wiadomo, jak długo jeszcze trwałby dramat 28 obywateli Rumunii, w tym czterech nieletnich, gdyby dwóm z nich nie udało się uciec. W Krakowie na dworcu PKP zostali skontrolowani przez strażników granicznych. Opowiedzieli im o obozie w Ścinawie. Kilka dni później w ręce policji wpadli: 29-letnia Polka Kamila K.-L., jej mąż, 35-letni Rumun Nicolae L. oraz jego brat, 31-letni Ioan L. W dwóch domach, obserwowanych przez funkcjonariuszy, przebywało 26 obywateli Rumunii.

- 15 czerwca Polce i dwóm Rumunom postawiono zarzuty, że w okresie od 2007 r. do 22 maja 2012 r. w Ścinawie, działając wspólnie i w porozumieniu, dopuścili się handlu ludźmi - mówi Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy. - Podejrzani nie przyznali się do popełnienia zarzuconego im przestępstwa i złożyli wyjaśnienia. Twierdzili, że nikt do pracy nie był zmuszany, a nawet, że to oni pomogli pokrzywdzonym, dając im możliwość stałego zatrudnienia - dodaje pani rzecznik.

Z obawy przed mataczeniem prokuratura złożyła wniosek o zastosowanie aresztu. W piątek sąd aresztował całą trójkę na trzy miesiące. Kodeks karny traktuje handel ludźmi jako zbrodnię, za którą grozi kara od 3 do 15 lat pozbawienia wolności.

- Wszystkim uwolnionym pokrzywdzonym udzielono pomocy - dodaje prokurator Łukasiewicz. - Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie zapewniło im schronienie w Domu Samotnej Matki w Ścinawie i w Domu Pomocy Społecznej w Lubinie.

W niedużej, bo liczącej około sześciu tysięcy mieszkańców Ścinawie na wieść o działającym tam obozie pracy ludzie robią wielkie oczy. Wprawdzie kojarzą dwa domy na osiedlu. Jeden to spory budynek obity białym sidingiem, gdzie kiedyś działał warsztat blacharski. Opowiadają, że właściciel sprzedał go czy wynajął Rumunom i że widywali tam ze dwudziestu obywateli tego kraju. Ale nie podejrzewali, by ktoś z nich był niewolnikiem.

Widzieli, że Rumuni często wyjeżdżali ze Ścinawy. Dodają, że przewijało się tam wiele osób. Niektórzy nie wierzą w opowieść o przetrzymywaniu i zmuszaniu do pracy. Twierdzą, choć zastrzegają anonimowość, że widywali Rumunów, jak w sklepach kupowali karty do telefonu, papierosy, piwo, jedzenie. Opowiadają, że obcokrajowcy jeździli różnymi samochodami. Dodają, że Rumuni płakali, gdy wyjeżdżali ze Ścinawy.

Inni twierdzą natomiast, że Rumuni zachowywali się dziwnie. Zawsze chodzili grupami, nigdy z nikim nie rozmawiali.
- Przetrzymywani do najbliższych mogli dzwonić tylko i wyłącznie w obecności pracodawcy. Zakazano im posiadania własnych pieniędzy i rozmawiania z obcymi - mówi por. SG Renata Sulima, rzeczniczka komendanta Sudeckiego Oddziału Straży Granicznej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na polkowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto