Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stworzyli obóz pracy w Ścinawie?

Agata Grzelińska
Piotr Krzyżanowski
W Sądzie Okręgowym w Legnicy ruszył proces Polki i dwóch Rumunów ostkarżonych o handel ludźmi

Rumun Nicolae L., jego żona Polka Kamila K.-L. i jego brat Ian L. są oskarżeni o handel ludźmi. Wczoraj w Sądzie Okręgowym w Legnicy rozpoczął się proces. Prokuratura zarzuca oskarżonym, że stworzyli w Ścinawie obóz pracy, do którego zwerbowali w Rumunii 22 osoby dorosłe i 5 małoletnich, a potem wykorzystywali ich do niewolniczej pracy.

O sprawie pisaliśmy w czerwcu.

Nikt z trojga oskarżonych nie przyznaje się do winy. Przed sądem zarówno Polka, jak i dwaj bracia z Rumunii zapewniali, że wszyscy, którzy u nich pracowali, przyjechali do Ścinawy dobrowolnie. Zapewniali, że Rumuni sami się do nich zgłaszali i prosili o pracę, bo we wsiach, z których pochodzą, ludzie nie mają z czego żyć.

Przekonywali sąd o swojej niewinności, snuli opowieść o swej wręcz filantropijnej działalności. W tej historii pojawiło się jednak kilka wątków, które nie najlepiej świadczą o oskarżonych.

– Nikt nie był zmuszany do pracy. Sami chcieli przyjechać do Polski. Tam w Rumunii, gdzie mieszkali, nie mieli pracy, a w domach nie mają wody ani prądu. Są biedni. Tam nie było ich stać na kupno butów dla dzieci. Przyjeżdżali tutaj i wszystko było dobrze – mówił Ian L.

Jak zapewniali oskarżeni, Rumuni w swoim kraju żyli w lepiankach bez toalety, a u rodziny L. mogli liczyć nie tylko na pracę, ale także na mieszkanie, wyżywienie, odzież i buty. I za nic nie musieli płacić. – Mogli mieszkać, gdzie tylko chcieli, ale woleli z nami, bo u nas mieli za darmo mieszkanie, noclegi, papierosy, buty, odzież, jedzenie – wyliczała Kamila K.-L.

– Jaki państwo mieli w tym interes? Prowadzili państwo działalność charytatywną? – dopytywał sędzia Bartłomiej Treter.

– Chcieliśmy powiększyć naszą działalność, a oni nam w tym pomagali – tłumaczyła Kamila K.-L., która razem z mężem i szwagrem zajmuje się handlem odzieżą na bazarach.

Oskarżona przyznała, że nie zawierali ze sprowadzonymi Rumunami umów o pracę, nie odprowadzali za wykonaną przez nich pracę podatku ani nie opłacali im świadczeń zdrowotnych.
Dlaczego? Wyjaśnił to mąż oskarżonej Nicolae L.

– Żyliśmy jak jedna wielka rodzina – stwierdził Nicolae L.

Małżeństwo L. tłumaczyło też, że Kamila K.-L. trzymała dokumenty Rumunów, by ich nie zgubili. Zapewniała, że każdy z nich, gdy tylko chciał, mógł je sobie zabrać.

Oskarżeni, którzy od lat zajmują się handlem w kilku miastach Polski, stwierdzili, że osiągali dochody na poziomie 1,2-2 tys. zł miesięcznie. Zatrudnianym obywatelom Rumunii, którzy pracowali przez sześć dni w tygodniu – od wtorku do niedzieli – płacili od 80 do 300 euro miesięcznie.

Jak więc małżeństwo L. dorobiło się dwóch domów jednorodzinnych w Ścinawie?
– Na pierwszy dom, który kupiłem za 220 tys. zł, pieniądze dali mi rodzice – powiedział Nicolae L. – Na drugi dom za 400 tys. zł pożyczyłem od mojej ciotki z Bukaresztu.

Jak wyjaśniał starszy z braci L., jego rodzice mieli w Rumunii 30-hektarowe gospodarstwo rolne. Sprzedali 5-6 hektarów ziemi i dali mu sto tysięcy dolarów, które L. w gotówce przywiózł z Rumunii. Ciotka natomiast – według L. – miała dostać sporą sumę, gdy zamknięto fabrykę, w której pracowała.

Cała trójka oskarżonych ma zakaz opuszczania kraju i dozór policji. Wpłacili poręczenie majątkowe w wysokości 50 tys. zł.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na legnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto